piątek, 5 lutego 2010

Ankara studencka, czyli Bilkent

Czas na słów kilka o samym uniwersytecie, czyli Bilkencie. Pierwszy prywatny uniwersytet założony w Turcji. Z tego co się zdążyliśmy już zorientować - dość snobistyczne towarzystwo. Tak mi się trochę z Koźmińskim kojarzy...
Teoretycznie wszystkie zajęcia (z wyjątkiem chyba tylko literatury tureckiej) prowadzone są w języku angielskim. Ale tylko czysto teoretycznie, bo w praktyce to różnie bywa. Na takiej rachunkowości zarządczej, na którą uczęszczam, na około 70 osób jest dwóch erasmusów (wczoraj się dowiedziałem, że chyba jednak będę jedynym). Pierwszym zdaniem wykładowczyni było pytanie czy są na sali osoby, które po turecku nie mówią. Zgłosiliśmy się, po czym Pani stwierdziła z przykrością, że w takim razie zajęcia będą prowadzone po angielsku. Część sali się poruszyła... i w sumie się nie dziwię. Jedna dziewczyna chciała odpowiedzieć na pytanie rzucone na salę. Zaczęła po turecku za co została skarcona ("Przecież mamy na sali ludzi z Polski i Włoch! Mów po angielsku") i zaczęła mówić po angielsku. Gdybym nie znał odpowiedzi na pytanie, to pewnie bym nie zrozumiał o co dziewczynie chodziło. Ale jak to Alper podsumował - egzamin na początku jest łatwy, a potem płacą, więc problemu nie ma.
Tak czy siak angielski jest językiem tylko wykładowym; mało kto z personelu mówi po angielsku, zdecydowana większość informacji, notek itp. wyłącznie po turecku. Nie powiem, w pewien sposób jest to ciekawe przeżycie :D

Sam kampus... wieeeeelki! Choć nie tak wielki jak się spodziewałem. Tak czy siak jest duuuży. A na jego terenie ponad 20 knajp i restauracji (co najmniej 2 Starbucksy, w tym jeden w budynku mojego wydziału), fryzjer męski i damski, mini spa, dwie biblioteki, dwie sale gimnastyczne, budynek komputerowy, poczta, księgarnia ze sklepem papierniczym, 26 akademików, wszystkie budynki wydziałów (a tych jest trochę, bo na Bilkencie da się studiować chyba wszystko z wyjątkiem medycyny). Zaraz przy wjeździe na kampus - centrum handlowe (Real, Praktiker, Marks & Spencer + kilkanaście innych sklepów) i Burger King. Kampusy właściwie są dwa - główny i wschodni, ale nikt nie wie co się właściwie mieści na wschodnim :D
Uczelnia wydaje własną darmową gazetę (po angielsku!), w której nawet się znaleźliśmy jako erasmusi, a na jednym zdjęciu nawet jestem ja! Od Firata dowiedzieliśmy się, że prawie każda lira wydana na uniwersytecie trafia do niego, gdyż Bilkent posiada holding, które jest właścicielem prawie wszystkiego co się na uczelni znajduje.

Pomimo że uniwersytet jest dość duży, to udało się Alperowi mnie wyczaić przez przypadek na kampusie. Idę sobie ze znajomymi i słyszę jak mnie ktoś woła. Odwracam się, a to Alper :D W sumie tylko szybka rozmowa, wymieniliśmy się numerami i następnego dnia skoczyliśmy na kawę. Co jak co, ale turecka gościnność to jest to. Znam chłopaka właściwie tylko z Internetu, a ten mi mówi, że jak będzie jechał do domu (do Izmiru) to bierze mnie ze sobą; rodzice już wiedzą.
To lubię. No i pewnie niedługo zaczneimy planować wspólny wypad na bliski wschód. To będzie coś!

Cóż jeszcze o samym uniwersytecie. Zajęcia prowadzone są w całkiem przyjemny sposób. Zapisany jestem na pięć przedmiotów, z czego najtrudniejsza wydaje się Rachunkowość Zarządcza. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że będzie to podobne do tego co już miałem na SGHu. Dla odmiany na takim przedmiocie jak "Business ethics & social responsibility" jest nas jakieś 12 osób z czego ponad połowa to erasmusi. Szkoda tylko, że wszyscy to Francuzi, a ja jestem jedynym Polakiem. Będzie śmiesznie. Cóż jeszcze mam... "Unia Europejska i Turcja", na tym jeszcze nie byłem. Idę jutro (dzisiaj), zobaczymy. "Cross-cultural management" jest całkiem przyjemny. Ale i tak faworytem wszystkiego jest TURECKI :D To jest przedmiot na którym wszyscy czujemy się jak w przedszkolu. 40 minut siedzenia i powtarzania alfabetu za lektorką ale układanie prostych (bardzo prostych) dialogów.
- Cześć!
- Cześć!
- Mam na imię Mateusz.
- Miło mi Cię poznać, mam na imię Gwen.
- Również miło Cię poznać. Jak się masz?
- Dziękuję, dobrze. A Ty jak się masz?
- Też dobrze, dziękuję.

I tak to wygląda. Dzisiaj uczyliśmy się liczyć :D co jak co, ale 6 godzin Tureckiego tygodniowo zabija.
W ogóle tutaj zajęcia są dość rozbudowane. Zwykły przedmiot to 3x50min w tygodniu (zwykle 2 + 1, choć zdarzają się też bloki po 3 godziny od razu). A takie lektoraty to nawet 6x50min (2+2+2), choć teoretycznie powinno być 5. Czyli mając 5 przedmiotów mam 4x3 + 5 (6) godzin zajęć. Chciałem mieć wolne piątki, ale niestety nie dało się. Przynajmniej w piątki mam tylko dwie godziny 8:40 - 10:30, więc nie jest źle.

No i co jeszcze można napisać o życiu studenckim na erasmusie? To chyba wystarczy... troszeczkę mnie tylko martwi kochana praca licencjacka. Muszę się tylko przejść do swojego niby-dziekanatu, bo mi tam powiedzieli, że jest jakaś wykładowczyni zainteresowana moim tematem i mają mnie z nią skontaktować.

Uniwerek jak uniwerek, zbyt często pewnie na nim nie będę :)

Wszak to Erasmus!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz