poniedziałek, 22 lutego 2010

Ankara niedzielnie, czyli coś o jedzeniu

"I love Sundays" powiedział dziś Chris gdy jedliśmy śniadanie. Meksykańsko-kalifornijskie śniadanie - śniadaniowe burritos, czyli meksykańska tortilla (a właściwie turecka wersja tortilli) z ziemniaczano-jajeczno-serowym farszem. Genialne.. coś czuję, że po powrocie do Polski zacznę jadać śniadania. Duże śniadania - dużo ziemniaków i jajek (zjadamy tutaj koło 30 czy nawet 40 jajek tygodniowo).
Jest 23 tutaj, a ja nadal jestem najedzony. Dzisiaj wieczorem kuchnia była moja, czego efektem była wspaniała kolacja w stylu polskim: gotowane ziemniaki, surówka z pora i jabłka, faszerowane papryki z sosem pomidorowym z marchewką i cukinią.. Do tego piwo i ayran. Nie wiedziałem, czy mi wyjdzie bo robiłem to pierwszy raz. Wyszło genialnie. W czwórkę zjedliśmy 8 papryk, jeszcze 4 zostały. Dziewczyny mnie uwielbiają. Chris też :P

Po takim wstępie i nagłówku wiadomo już o czym będzie notka. O tureckim jedzeniu i samym tytule tego bloga - kebabach.
Jestem tutaj 4 tygodnie (tak, 4 tygodnie dzisiaj mijają!), więc najwyższa pora napisać o tureckim jedzeniu, które jest... po prostu pyszne. I inne od tego, co serwują w Polsce pod nazwą "turecki kebab".
Ale zacznijmy od podstaw, czyli składników. Półki w sklepach uginają się tutaj od świeżych owoców (pomarańcze, jabłka, mandarynki, kiwi, ananasy, granaty, banany), warzyw (papryki, sałaty, pomidory, bakłażany, cukinie, marchewki) oraz ziaren i orzechów (w tym pysznych acz drogich pistacji). Do tego oczywiście oliwki w różnych formach (świeże, suszone, w marynacie itp.). To, co kojarzy się z Turcją to też przyprawy. I tutaj szczerze powiedziawszy można się zdziwić. Próbując różnych dań z różnych miejsc (restauracje, bary, fast-foody, kantyny studenckie) można się przekonać, że poza standardowym zestawem sól+pieprz w grę wchodzi miażdżony czerwony pieprz i suszona mięta. Pierwsze nadaje się do wszystkiego i nadaje specyficzny pikantny posmak. Osobiście dodaję to do wszystkiego i na pewno przywiozę/przyślę najmniej dwa opakowania. Suszoną miętę natomiast można znaleźć nawet w sałatce makaronowej (makaron-świderki, oliwki, oliwa, pomidory, kawałki kurczaka) serwowanej na uczelni w porze lunchu.
Niestety cierpię tutaj z powodu braku takich przypraw jak oregano, majeranek czy tymianek. Jedyne co udało nam się znaleźć, to suszona bazylia.
Cóż jeszcze dobrego i od razu gotowego do zjedzenia można znaleźć powszechnie w sklepach? Kozi ser - jest drogi, to prawda (~TLY 10/PLN 20 za jakieś 0.6kg) ale nieziemsko pyszny. Pasuje do wszystkiego - tosty, jajecznica, omlet, carbonara (doskonale równoważy słodką śmietanę). Poza tym oczywiście jogurt, który można kupić w 2-3kg kubłach i oczywiście ayran. Dla przypomnienia - jogurt z wodą i solą. W smaku podobny do kefiru. Doskonale pasuje do każdego posiłku, zwłaszcza pikantnego, a kaca leczy równie skutecznie co kefir.
Tutaj kolejny punkt z cyklu "Brakuje mi" - serów żółtych. Dostępny jest właściwie jeden żółty ser, który jest tłusty i trochę bez smaku. A już na pewno bez nazwy. Nie uświadczy się tutaj takiego wyboru jak u nas. O francuskich serach pleśniowych (czy typu camombert czy błękitny lazur) można zapomnieć. Nawet nie mają tego w Carrefourze czy Realu. Poza tym nie mogłem nigdzie znaleźć śmietany 12 czy 18%. Jedyne co znalazłem to odpowiednik naszej 36%. Słodka, ale carbonarę da się z niej zrobić.
Tyle o składnikach...

A o samych daniach teraz. Podstawa - kebaby. Metro Świętokrzyska czy budy na Świętojańskiej kebab widziały chyba tylko na obrazkach. Zwłaszcza budy przy metrze. Mikrofalówki to widziałem jedynie w sklepie RTV-AGD. Najprostszy kebab: pieczywo (bardzo podobne w smaku do naszych bagietek, ale kształtem bardziej przypomina bułkę paryską), do tego mięso drobiowe lub baranina starannie zważone na małej wadze i poszatkowana sałata i cebula. Kropka. Nie ma sera, nie ma kalorycznych i chemicznych sosów. Wszystko podpieczone w opiekaczu. Do tego oczywiście ayran. Czasami pieczywo zastąpione jest plackiem pszennym typu tortilla.
Placek taki można jednak posmarować pastą paprykową (chyba paprykową), która jest pikantna, skropić sokiem z cytryny, posypać sałatą lodową i polać sosem na bazie granatu. Zawinąć i podawać ze słodzonym ayranem. Świetna przegryzka przed/po imprezie.
Jak już jesteśmy przy przegryzkach PO imprezowch; miałem tydzień temu okazję spróbować czegoś zwanego Kokoreç. Alper powiedział, że muszę tego spróbować po imprezie (Swoją drogą - o imprezach i życiu nocnym niedługo). Żeby zaostrzyć apetyt i ciekawość dodał, że sprzedaż tego została zakazana na terenie UE i że Unia próbuje zmusić Turcję do zaprzestania sprzedaży tegoż specjału. Faktycznie zaostrzył apetyt :) Kokoreç sprzedawany zazwyczaj jest na ulicy z przenośnego grilla. Dygresja: większość dań typu "fast food" robiona jest "na oczach" klienta, tzn. wszystko jest świeżo smażone, grillowane, opiekane. Sprzedawca korzystając z dwóch tasaków bardzo drobno kroi mięsny składnik przyprawiając go ostrą zieloną papryczką (kocham, kocham, kocham!) oraz wspomnianym miażdżonym czerwonym pieprzem. Dosłownie 3 minuty grillowania i mięso ląduje w chlebie - całym, połowie lub ćwiartce zależy jak bardzo głodnym się jest. Jako, że był to mój pierwszy raz (ale na pewno nie ostatni!) to dostałem ćwierć chleba. Zjadłem, oblizałem wargi i zamarzyłem o ayranie, bo tak pikantne to było. Co nie znaczy, że było złe. O nie, było naprawdę smaczne. A teraz do sedna - składnik mięsny to nic innego jak posiekane baranie flaki (przedstawiono mi to dokładniej jako odbytnicę). Naprawdę smaczne!
Co jeszcze? Köfte czyli kulki z mięsa mielonego smażone i podawane z sosem pomidorowym. Całkiem smaczne, ale niespecjalne oryginalne. Bardziej ciekawa jest już pida, czyli coś w stylu pizzy, ale takiej prawdziwej włoskiej - cieniutkie ciasto z bardzo cienką warstwą farszu mięsnego (lub w wersji wegetariańskiej z serem). Czym pida jest posypana? Zgadza się - miażdżonym czerwonym pieprzem. A co się do niej pije? Brawo, ayran.

A po wszystkim deser - chałwa, baklava... Wszystko słodkie jak diabli ale za to niebiańsko pyszne. Baza do słodyczy to orzechy i cukier. Lepsze to niż portugalskie jajka z cukrem. Ayran można zastąpić herbatą w filiżankach w charakterystycznych filiżankach (gdyby był ciut mniejsze i na nóżce to wyglądałyby jak kieliszki do vinho do Porto). Czym różni się turecka herbata od liptona? Esencja jest znacznie mocniejsza. Herbatę parzy się w dwuczęściowych zaparzaczach. Pierw w większym czajniczku gotuje się wodę; gdy ta już wrze zalewa się nią liście herbaty w mniejszym czajniczku, który stawia się na wiekszym i trzyma na ogniu kolejne 12 minut. Po 12 minutach herbata ponoć jest doskonała. Pierw do szklanki wlewa się esencję z górnego czajniczka, a następnie uzupełnia wodą z dolnego. Herbatę pija się tutaj z cukrem, cytryna odpada. Kawę po turecku piłem dzisiaj pierwszy raz, średnio słodką. Na czym polega sekret tureckiej kawy - (jeszcze) nie wiem, ale faktycznie jest inna. Nie smakuje ani jak włoskie espresso, ani jak portugalska bica, a już na pewno nie jak zwykła nescafe. Jest mocna i zamawiając mówi się czy ma być gorzka, słodka, czy bardzo słodka. Nie jestem wielkim fanem kawy, ale muszę przyznać, że ta którą dzisiaj piłem była naprawdę smaczna.

Zapomniałem o czymś? Chyba nie... a nawet jeśli to jak mi się przypomni, to napiszę o tym innym razem...
Podsumowując - tureckie jedzenie jest świeże, zrónoważone jeśli mówimy o podstawowych wartościach odżywczych, do tego nie jest tłuste (co nie znaczy, że nie jest kaloryczne) i jest po prostu smaczne.
Poza tym w domu mam doskonałego meksykańskiego kucharza i drugiego, genialnego polskiego i wszechstronnie uzdolnionego kulinarnie (i niezwykle skromnego). I Gwen, któa ostatnio zrobiła genialną irańską potrawkę.

Ach, wiem... brakuje mi tutaj mielonej wołowiny albo wieprzowiny... Wszystko bazuje na kurczaku, ewentualnie baraninie. Ja rozumiem, że islam itp. ale na miłość boską - 40zł za kilogram mięsa? To jak 60zł za kilogram łososia w Warszawie!

Dobranoc... jest prawie 2 w nocy.

I smacznego!

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zawsze wierzyła w Twoje zdolności kulinarne :D Gdybyś nie był moim bratem to byś poderwał mnie na gotowanie, ale co tu dużo mówić rodzinne :P (tak skromność też u nas rodzinna)

    A tenże sos to rzeczywiście paprykowy :P Moi byli współlokatorzy jedli tego na tony i się bardzo tym zachwycali. A co do kawy to ja nią zachwycona nie byłam, może dlatego, że moi (całe szczęście) byli współlokatorzy strasznie ją słodzili i nie docierało, że ja nie słodzę, niczego! :P

    Ps. Tęsknie.

    OdpowiedzUsuń