niedziela, 24 stycznia 2010

Jak stałem się erasmusem

Chyba to jeszcze do mnie nei doszło, że w końcu, po takim czasie, jestem Erasmusem. Myślałem, że doszło w czwartek jak wyjeżdżałem z Warszawy.
Nie.
Myślałem, że doszło w sobotę, ostatni dzień pobytu w domu.
Nie.
Myślałem, że doszło w samolocie, jednym i drugim. Też nie. I w autobusie z lotniska na kampus i z kampusu na Tunus. NIE.

To jeszcze do mnie nie doszło. Ale domyslam się, że dojdzie...

W sobotę pakowałem się chyba ze 4 godziny, skończyłem koło 1 w nocy, razem z ukończeniem picia trzecigo gin&tonic. Zbudziłem się po 6, przed 8 juz byłem z rodzicami (zziebnięci) na lotnisku. Wiedziałem, że nawet jeśli w Turcji będzie ujemna temperatura, to po -26 w Gdańsku nic mnie nie zaskoczy. Faktycznei, nie zaskoczyło - w Monachium było -5. Doskonała temperatura do chodzenia bez płaszcza z nonszalancko zawiązanym szalikiem. Godzina na przesiadkę... myślałem, że wystarczajaco dużo, żeby przenieść JEDNĄ walizkę z jednego samolotu do drugiego. Myliłem się. Po przylocie do Ankary okazało się, że moja walizka została w Monachium i będzie leciała do Ankary następnym samolotem. Mam nadzieję, że mnie nie czeka nocna eskapada na lotnisko, tylko że sami ją przywiozą. Byłoby fajnie. Zwłaszcza, że w środku jest żubrówka!
Ale wracając do Monachium. W oczekiwaniu na otwarcie gate'a poznałem Victorię z USA i Joy z Hong Kongu. Też erasmuski na Bilkencie. Całkiem spoko się zapowiada znajomość z nimi. Miała z nami jeszcze być Naida ze Szwecji i B. z Francji (koleś ma tak na imię, że stwierdziliśmy, żę zamaist kaleczyć sobie język próbą jego wypowiedzenia to będziemy go nazywać B. albo Ben). Naidy samolot był opóźniony i nie udało jej się dolecieć, B. ... hm, wiedzieliśmy od początku że z nim będzie ciężko, skoro lądował o 11.25 a samolot do Ankary odlatywał o11.30. Peszek. Maria.

Na lotnisku w Ankarze zaskoczenie (już pomijając to, że nie ma bagażu!) bo czeka na naszą trójkę czterech członków ESN Bilkent. Okazało się, że autobus zamiast jechać o 15 to czekała na nas. Może dlatego, ze byliśmy jedyni. Poznałem kolesia, z którym trochę mailowałem, i jego znajomych. Niesamowicie pozytywni ludzie. Ale już sobie zmarnowałem życie bo powiedziałem, że studiuję rachunkowość... Nie mam już życia, zwłąszcza wg. Serhama :D
Po 40 minutach jazdy na kampus z lotniska odwiedziliśmy biuro ESN Bilkent gdzie czekały na nas legitymacje studenckie (woah, hoah!). Teraz, dzięki nim, możemy jeździć darmowymi autobusami na kampus i do miasta. Super! Jutro pierwsze podejście samemu!

No i po wizycie na kampusie i drobnej pomocy mojego już ulubionego Turka - Serhama (tak, tego samego) wpakowałem się do autobusu na Tunus i po pół godziny już spoktałem się z Alperem.
O nim to będzie dłuższy wpis, bo już po tych kilku godzinach widze, że to niesamowicie ciekawy człowiek. Teraz tylko sie zaklimatyzowac i podjąć decyzję, czy zostaję tutaj u niego, czy nie.
A jutro startujemy z OW. Mam nadzieję, że do tego czasu będę miał mój bagaż :)

Zdjęcia i więcej pierwszych wrażeń później!

1 komentarz:

  1. ulala :) Mateusz- zapowiada sie niezle! damn, ja tez musze zostac Erasmusem :) i to jak najszybciej!!!!!! :D:D:D blog- spoko pomysl- bede sledzic poczynania i czekam na fotosy xD

    ELSON!

    OdpowiedzUsuń